Do niedawna myśleliśmy, że cudów nie ma. Byliśmy pewni, że rozhulanie naszego bloga graniczy z cudem. Właśnie dowiedzieliśmy się, jak bardzo byliśmy w błędzie. Nasz serwer cudem ocalał, po tym jak nasze skrzynki mailowe zalała fala maili z recenzjami przeczytanych przez Was książek. Od nadmiaru wrażeń cudem uszliśmy śmierci. Trzymamy się Bóg wie jakim cudem. Maile wciąż przychodzą. Nie, nie, nie opowiadamy cudów. Nie wkładajcie tego między bajki. Zaglądajcie na nasz blog i … oglądajcie cuda…
Położna. 3550 cudów narodzin, Jeannette Kalyta
SIW Znak
O autobiografii Jeannette Kalyty dowiedziałam się czytając styczniowy numer „Twojego Stylu”. Wstyd się przyznać, ale nie miałam pojęcia o istnieniu tej Pani, choć to podobno najpopularniejsza położna w kraju, u której rodzą także rodzime gwiazdy. Może to moja ignorancja, a może po prostu nie zapisałam w odmętach pamięci tego sławnego nazwiska. Wywiad w każdym razie przeczytałam z przyjemnością. I z takim też nastawieniem sięgnęłam po książkę Położna. 3550 cudów narodzin. Nie zawiodłam się!
Książka napisana jest przyjemnym, potocznym językiem, dzięki czemu czyta się ją bardzo dobrze i zadziwiająco szybko. Oderwać się nie mogłam, a jak już trzeba było, to się dziwiłam, że tak spory kawałek „połknęłam” w stosunkowo niedługim czasie. Poza tym czytając miałam wrażenie, że autorka siedzi obok i snuje opowieści przy kawie, tak jakbyśmy się znały od lat. Taki sposób przedstawienia niełatwej wcale historii to duży plus książki.
Autorka sprawnie przeprowadza czytelnika długą drogą, jaką przeszło położnictwo w Polsce począwszy od lat osiemdziesiątych. Pokazuje swoją walkę o godność kobiety i godziwe warunki dla niej i jej dziecka w trakcie porodu. Widać tu ogromny kontrast między tym, co było, kiedy ja przychodziłam na świat (początek lat osiemdziesiątych), a tym, co sama przeżyłam nie tak dawno, rodząc swoich dwóch synków. To właśnie pani Kalyta walczyła o porody rodzinne, domowe warunki panujące w salach przedporodowych, wygodniejsze ułożenie, możliwość wyboru pozycji porodowej, czy wreszcie – dla mnie chyba najważniejsze – kontakt skóra do skóry zaraz po narodzeniu się dziecka.
Opowieść o walce o godziwe traktowanie matki i dziecka autorka przeplata wspomnieniami z porodów, w których sama brała udział. Opisuje zarówno porody w szpitalu, jak i te, które sama przyjęła w domu rodzących. Historie te są wzruszające, niejednokrotnie wywołują wspomnienia własnych przeżyć, są szczęśliwe, ale niektóre niestety też bardzo smutne. Wywołują zarówno uśmiech, jak i powodują, że ściska się gardło, a w oczach szklą się łzy. A przecież takie właśnie jest życie, a cud narodzin daje mu początek.
Autor: Agnieszka Gaworska http://codziennoscismak.blox.pl/html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz